Rozejrzałam się po ulicy. Nie było tu zbyt wielu ludzi. Ale wystarczyło. Zatrzymałam jakąś młodą kobietę, chwytając ją za rękę. Zatrzymała się i uniosła oczy znad telefonu.
-Czy coś nie tak? - spytała, jakby z troską.
-Wszystko dobrze, drogie dziecko... ale boję się śpiewających ptaków... - odparłam starczym głosem, starając się brzmieć przekonująco. Nachyliła się lekko nade mną i chwyciła mnie za dłoń.
-Proszę się nie bać, one mają to w naturze. Śpiewają, gdy są szczęśliwe. - uśmiechnęła się miło i łagodnie.
-Nie... nie, nie, nie... Zwykłe ptaki ćwierkają, a te, które trzymają się blisko kruków śpiewają. - odparłam z przerażeniem w głosie i w oczach. Z twarzy dziewczyny, która była lekko zdezorientowana, zniknął uśmiech.
-Śpiewają osobom umierającym. - dodałam po chwili, po czym ją puściłam i, jakby z lękiem, cofnęłam się.